Powrót z Niemiec w poprzedni poniedziałek okazał się gwoździem do tygodniowej trumny. Tak bowiem już się czułam po 10 godzinach drogi, z brakiem snu i głosu. Następny przystanek apteka i próba ratowania nieuniknionego. Następnie nocka na ostrym dyżurze, 3-dniowy antybiotyk i nadzieja na lepsze jutro. Spoiler: nie nastało!
Potem to już z górki, gorączka, zawalone zatoki, kaszel powodujący ból w plecach. Kolejna wizyta na ostrym dyżurze, siatka lekarstw i frustracja słabym organizmem. Do tego bardzo obniżony nastrój, spowodowany życiowym postojem. Czasami mam wrażenie, że jak tak pędzę i zapominam o życiu, wrzucam się w wir pracy, to Bóg mi podstawia nogę i gleba jest jedyną możliwością ogarnięcia, docenienie i zyskania chwili na przemyślenia – detoks gwarantowany.
Głównym uczuciem jakie mi towarzyszyło była bezsilność, nie miałam wpływu już na niemoc organizmu, na ilość codziennej pracy. Zupełnie jakby ktoś wyłączył mi światło i kazał z jedną świeczką funkcjonować. A jednak pojawiły się idealne warunki na:
- odpoczynek – mimo snu w ciągu dnia, udało mi się wytrzymać sporo czasu bez laptopa. A czas pochłaniała smartfonowa wersja Chińczyka i Netflix w tle. Odnośnie Netflixa – (nie)stety fanką najpopularniejszych seriali nie jest, może zbyt głębokie są, może zbyt płytkie, ale miło było poczuć klimat świąt z kilkoma komediami świątecznymi niczym z Hallmarka. Polecam też serial Bodyguard – jeden z lepszych jakie ostatnio oglądałam.
- planowanie – jestem freakiem jeśli chodzi o fazy projektów, tworzenie checklist czy też rozkładanie zadań na czynniki pierwsze. Poświęciłam ten czasem zatem na planowanie grudnia, zadań i wydatków. Na planowanie nowego roku jeszcze przyjdzie czas.
- medytacja – w niej odkrywam ostatnio cudowne pokłady możliwości, ale daleka droga przede mną. Tej tematyce poświęcę po części kolejny wpis. Jeśli już leżymy z gorączką i palącymi oczami, warto nałożyć słuchawki na uszy i zatonąć w delikatnym dźwięku głosu prowadzącego i przenieść się zupełnie w innych świat.
I właśnie tak spędziłam ostatni tydzień. Czy pracowałam? Tak, ale wykonując tylko te bardzo bardzo ważne zadania, bez możliwości opóźnień. Czy wspominam dobrze weekend na niemieckiej ziemi? Mimo braku sił – nie zamieniłabym tych chwil na żadne inne, cudowny czas na kanapie z planszówkami i gra w piłkę z prawie 6-latkiem;] Są przyjaźnie, które nie wymagają codziennego kontaktu, ale poczucie, że druga osoba rzuci się za Tobą w ogień jest bezcenne. I nie, nie uważam, żeby w przyjaźni były granice!