MiszMasz

Wieczna zmiana

Wieczna zmiana

Wspomnień mam w głowie już niewiele, czasami wręcz myślę, że zamiast żyć to próbuję przeprocesować każdą chwilę i nic w umyśle z przeżyć już nie zostaje. A może to ucieczka od przeżywania i skupienie się na własnym zachowaniu i właściwym odbiorze przez innych.

Pamiętam chwile spędzane w szkolnej ławce i podpowiedzi umysłu podważające sensowność lektur czy doświadczeń fizycznych. Wieczne patrzenie na zegarek, wieczny stres odpytywania na środku sali, bycia ocenianym – a do ulubionych osób w klasie nie należałam. Kiedyś myślałam, że to przez jedną parę spodni i dosyć ograniczony życiowy budżet, ale ja zwyczajnie do ludzi już wtedy się nie nadawałam. Ciągły stres – nietrafienie w piłkę na w-fie, dukanie przy głośnym czytaniu fragmentu wiersza, nierozumienie zadań z treścią.

Wybór liceum sportowego – nie wiem kogo chciałam oszukać w klasie turystycznej, gdy ze sportem niewiele miałam wspólnego, ponowna izolacja, gdy i w wycieczkach rowerowych sensu nie odnalazłam. Stres zmienionym zamkiem w drzwiach, 1 walizka w internacie i wieczna rozkmina, ile jeszcze zniosę. 3 miesiące później już siedziałam w autokarze w kierunku nowego niderlandzkiego życia. Naprawdę wierzyłam, że może być inaczej, że zasługuję na więcej. 1,5 roku z dala od Polski, wypadek, pływanie autem w kanale i kolejny cios, śmierć najbliższej mi osoby.

Dzień pogrzebu i poczucie nicości. Wciąż sama.

Wróciłam, do toksycznego domu, do poczucia bezsensu, wybierając studia w obcym języku by udowodnić sobie, że jednak taka głupia nie jestem. Wyniki przerosły oczekiwania, nawet obcy język w przypadku biznesowych tematów nie mógł być przeszkodą. Oszczędności z Holandii, renta z ZUS i stypendium – tak żyłam 3 lata, lądując za drzwiami co jakiś czas. Studia były wielką odskocznią i w pełni poświęciłam się zdobywaniu wiedzy. Wakacyjny staż w Plymouth, odkrycie innego życia – nigdy tak samodzielna nie byłam.

Przyszedł czas na kolejny rozwój – tym razem studia podyplomowe i przygotowanie do pracy trenera biznesu. Potem odkryłam E-commerce i tak już w tej ścieżce zostałam, tworzenie sklepów internetowych, makiety, integracje, zarządzanie zespołów 30 osób. Studia magisterskie w zarządzaniu zasobami ludzkimi miały stanowić dopełnienie, a najlepiej wspominam tematy coachingowe i szkoleniowe.

Roczna przerwa od marketingu online miała dowieść, że czas na przebranżowie, ale coś chyba poszło nie tak, bo bardzo zatęskniłam za projektami E-commerce. W międzyczasie kupiłam pierwsze auto i robiąc pod siebie wyjechałam na wrocławskie drogi (efekt umieszczenie w cv “prawo jazdy” – wszyscy to czytają jako aktywne). Ale spokojnie, przełamałam się i bardzo, ale to bardzo własne 4 kółka mi ułatwiły życie. W końcu mogłam kursować z buldogiem do weterynarza w razie potrzeby.

Był czas dla własnej agencji, dla pracy wykładowcy, dla poznania branży windykacyjne, pirotechnicznej, obsługi e-commercowo największej w Polsce firmy budowlanej. Poznałam cudownych ludzi. Dostosowywałam się do wielu środowisk, trybów pracy, różnego nakładu tasków.

Kupiłam kolejne auto. Kupiłam mieszkanie. Kupiłam dom. Myślałam, że wiem, co chcę w życiu robić.

Na wieść, że zostanę mamą, zaplanowałam i te najbliższe miesiące i kolejne zawodowo lata mojego życia.

Kolejna tragedia. Szpital. Utrata dziecka. Tydzień patrzenia w ścianę. I olśnienie. To nie do końca co chcę robić.

Nie mam ochoty śledzić zmian na marketplacach, ani być na bieżąco z nowościami w social media, ani odkrywać zmiany w algorytmie Google, gdy pozycje sklepu lecą na łeb. Czas na odkrycie nowej ścieżki w połączeniu z doświadczeniem. Ścieżki dalekiej od projektowania graficznego czy kodowania Landing Page. Czas na rozwój.

Moje życie do najłatwiejszych nie należało, mam świadomość, że może być nawet gorzej. Ale kim bym bez takiego bagażu była? Czy podjęłabym te same decyzje? Strata, podnoszenie się z gleby co jakiś czas, uczy mnie nie tylko pokory, ale też gotowości na zmiany. Każde takie wydarzenie jest dla mnie czasem analizy, przemyśleń i objęcia innego kierunku. Może wręcz świadomość, że jednak życie takie śmieszne nie jest. Ale nie lubię stwierdzenia co Cię nie zabije, to Cię wzmocni. Jeśli Cię nie zabije, wcale nie musi wzmacniać, może sponiewierać i będziesz zawsze o tym pamiętać.

Komentarze
To Top