Tak to już chyba w Polsce jest, że osądom nie ma końca. W przypadku własnego biznesu, spotykam się zawsze z 2 reakcjami.
Jest grupa osób, która na wieść o moim wyborze pracy na własny rachunek, reaguje z entuzjazmem. W ich wyobraźni pojawiają się wówczas same plusy, bo przecież to wiele zer na koncie, dużo odpoczynku i łatwiejsze wybory. Co najgorsze, niektórzy z takim przekonaniem sami zakładają swoją działalność gospodarczą i tu przychodzi rzeczywistość.
Kolejna grupa na informację, reaguje zdziwieniem, że jak mogłam porzucić wysokie stanowisko, pewną pracę, wysokie zarobki i pójść w nieznane. No jak? Jakaś nienormalna jestem, bo wyszłam poza strefę komfortu. A przecież firmowe auto, laptop i telefon to marzenie wielu. No właśnie wielu – nie moje.
Rozwiewając nastawienie tych pierwszych – własny biznes to niezła harówka, to inny wybór kolejki na życie z wysoką ceną, to wiele wyrzeczeń. Każdy biznes jest oczywiście inny, ale każdy kiedyś zaczynał i początki do łatwych nie należą.
Często widzi się tylko kolejne szczyty do zdobycia, a nie widzi się drogi, jaka do nich prowadzi.
I tak:
- nie wyjeżdżam na egzotyczne wakacje
- pracuję w weekendy
- każdego dnia intensywnie realizuję plan pracy, nierzadko ponad etatowe 8h
- nie wychodzę o 16:00 z biura, zamykając świat obowiązków zawodowych
Decyzja o własnym biznesie do najłatwiejszych nie należy. Wiąże się ze sporym stresem, ciągłym pozyskiwaniem Klientów – czy to w przypadku sprzedaży usług czy produktów, i nauką kompromisów.
Jeszcze parę lat temu widziałam proces decyzyjny jako wybór drogi, niczym koloru czarnego lub białego. W zderzeniu z ilością faktorów i rozmiarem ryzyka, w grę wchodzą również odcienie szarości, niezwykle zależne od siebie.
I do takiego stanu niepewności należy się przyzwyczaić.
Czego jeszcze trzeba się nauczyć? Z całą pewnością zarządzania sobą w czasie, szybkiej regeneracji ciała i umysłu, oraz analitycznego myślenia. Odporność na stres jest tu podstawą – warto znaleźć swoją odskocznie od codziennych spotkań, czy wielogodzinnej pracy twórczej / odtwórczej. Dla mnie niezwykle istotne było wyjaśnienie samej sobie, w jakim celu to robię i jaką cenę za swój wybór płacę. Z racji ilości godzin do przepracowania, ilości projektów, realizowanych pomysłów – brak czasu to taki stały element każdego dnia. A brak czasu to krótsze spotkania z rodziną i przyjaciółmi lub nawet ich brak.
Zdarzają się tygodnie zaplanowane co do godziny, choć stały harmonogram zajęć sportowych. wykładów dla studentów czy nauczania innych języka obcego ułatwia, ale główny czas realizacji zleceń wymaga koncentracji i konsekwencji we wdrażaniu każdego elementu. Do tego dochodzą obowiązki domowo-związkowo-życiowe czyli posiłki, ogarnianie przestrzeni, spacery z psem, zakupy itd. A tuż obok projektów i dochodowych zajęć jest też przymusowa papierologia typu wystawianie fv, tworzenie umów, setki maili, kontrola kosztów, dokumenty dla księgowości itd.
I taki styl życia nie wszystkim przypada do gustu, to nie jest rzeczywistość jakiej się spodziewamy po zarejestrowaniu działalności. Bo nikt o tym głośno nie mówi. Ale każdy wybór niesie za sobą formę kosztów, czy to w relacjach czy finansach. Tak to już jest. Po dokonaniu wyboru należy wziąć odpowiedzialność za jego konsekwencje.
Najważniejsze pytanie, czy wiedząc to, co już wiem po dwóch latach firmy, podjęłabym tę samą decyzję? Oczywiście.
Dzięki tej formie pracy:
- rozwijam się na wielu płaszczyznach
- mogę wykładać na WSB na licencjacie i podyplomówce
- realizuję swoje pomysły
- mogę pracować z każdego miejsca, nawet zmieniając kraj na tydzień
- poznaję wciąż nowych ludzi
- poznaję wciąż nowe produkty, tworząc projekty w przeróżnych branżach
- każdy dzień wygląda inaczej i nie ma szans na monotonię
- każdy dzień spędzam z moim psiakiem, który jest idealną formą terapii dla mnie
- mogę pozwolić sobie na 10-godzinny sen, który staje się wybawienie w mojej chorobie
Decyzja należy do Ciebie…