Czas dorosnąć! Wyrwać się z kołowrotka powinności. Podjąć decyzje według własnych odczuć, a nie komentarzy otoczenia. Mając 32 lata na karku, dopiero odkrywam kim jestem, porzucam schematy stawiania swojego dobra na końcu kolejki. Szukam w sobie siły postawienia twardych granic ja – inni. Analizuję ścieżkę życiowych poczynań i wyhaczam momenty zmian, aby zlokalizować błędne decyzje.
Mówi się, że trudne wydarzenia hartują…
Mnie odejście najbliższej na świecie duszyczki powaliło całkowicie.
Rzuciłam się w wir samorealizacji. Tu też słowo “samo” jest nad wyrost, bo nawet wybór ścieżki edukacji do przypadkowych nie należał. Studia były formą terapii, ucieczką w zapomnienie – codzienny kontakt z językiem, analityczny kierunek – super. Ale… już wtedy byłam rozsypana wewnętrznie na kawałki, nie do posklejania w 1 dzień. Każdy kolejny krok otwierał nowe rany. Zderzenie z kolejnymi odejściami, z trudnymi decyzjami – może zwyczajnie dorosłość mnie przerosła.
Wyobraź sobie chiński wazon, bardzo cenny – to symbol Twojego życia.
Każde ciężkie wydarzenie powoduje trzęsienie jego otoczenia, pod wpływem którego pojawiają się pęknięcia. Pęknięcia z czasem prowadzą do roztrzaskania się wazonu na małe kawałki. I pada decyzja – ok, sklejam – bo przecież życie to cenny dar, bo przecież każdy swój krzyż niesie… Ale to żmudna praca, czasochłonna, a i efekt nie jest jak przed zniszczeniem. Sklejasz powoli, czasami najtańszym klejem, czasami i jego brak, a trzęsienia z zewnątrz i problemy w otoczeniu nie znikają, efekty są marne – w którymś momencie, wściekły na miernotę swoich dokonań rzucasz wazonem o ścianę. Przed sobą masz jeszcze drobniejsze elementy układanki. Chwila na ochłonięcie i bierzesz się do roboty. Po kilku razach dopiero dochodzisz do wniosku, że zmiana otoczenia i ulokowanie wazonu w innym miejscu jest nieuniknione. Dokładnie tak czuję się ze swoim życiem. Jak z porcelanowym wazonem, którego sklejenie to nie lada wysiłek, a wszystko w koło mi tylko mówią, jaki to drogi jest, jak super się na zewnątrz prezentuje.
I to jest moment, kiedy zdaję sobie sprawę, że po sklejeniu, o tych pęknięciach wiem tylko ja, bo inni widzą nadal chińskie wzorki i malowane wschodnie motywy. I choć nie podoba mi się tak samo jak w momencie zakupu (narodzin), to zadanie dbania o niego, polerowania – jest wykonalne. Tylko od nas zależy w jakie wnętrze go wyposażymy, jakie detale dodamy i w jakiej aranżacji umieścimy. Wiele osób będzie komentować, trochę w lewo, jak bym to postawił tam, a ja tam – ale to Twój wazon – i tylko Twój. Czy pozwolisz innym nim manewrować? Wrzucać do niego swoje kwiatki – nierzadko zwiędnięte, siać w nim swoje nasiona, dodawać kamyki do dekoracji – obciążające jego strukturę?
Ten chiński wazon…
…to najcenniejsze, co posiadasz