Znacie to powiedzenie, że wszędzie dobrze gdzie nas nie ma i trawa bardziej zielona po drugiej stronie płotu. To wpaja nam dziś internetowy świat social media i upiększanie rzeczywistości w poszukiwaniu aplauzu. Nie dziwi mnie to, nikt tymi gorszymi chwilami nie chce się dzielić, a nierzadko porażka jest typem gwoździa do trumny w wirtualnej społeczności i impulsem do fali hejtu.
Ale może czas się przyznać, że nie wszystko zawsze wychodzi, że może się nie udać i że to nie jest koniec świata. A każda porażka to motywacja, to znak nadchodzącego sukcesu. I tylko od Was zależy, jak zinterpretujecie chwilowy niebyt.
W moim życiu zakręty zdarzały się nazbyt często, część z nich wynikała ze złych decyzji, a część z zapisanego losu;] Dziś wrócę więc wspomnieniami do tych drobnych rozczarowań.
1.Moda w moim życiu – od zawsze uważałam się za artystyczną duszę, uwielbiałam ciuchy, materiały i do dziś na półce stoi maszyna do szycia zakupiona na kredyt. W każdym razie rozważając możliwości swojej dalszej edukacji, wybrałam AMFI – Instytut Mody w Holandii, a cały proces rekrutacyjny przeszedł bardzo sprawnie. Ale egzamin ustny już niekoniecznie. Być może oczekiwałam czegoś innego, być może nie wiedziałam na co się piszę, ale główne pytanie dotyczyło kwestii finansowej i tego jak sobie wyobrażam utrzymanie się na tak wymagającym kierunku. Uznałam to za znak ostrzegawczy, a może otworzyło mi to oczy że dla nich bardziej istotne są comiesięczne wpłaty czesnego niż rozwój studenta. Opuszczałam to miejsce z poczuciem życiowej porażki i złej decyzji. A teraz po wielu latach wracam z projektem modowym i nie zamierzam dać za wygraną, za długo zwlekałam z marzeniami;]
Najwyraźniej na tamten czas nie było mi to pisane, a może potrzebowałam biznesowego wykształcenia by teraz w pełni wykorzystać analityczny umysł. Nic nie dzieje się bez przyczyny.
2.Holenderski świat – i tak to po studiach podyplomowych Trener Biznesu poszłam w kierunku Uniwersytetu w Amsterdamie – dostałam się na Management Consulting i zaczęłam zajęcia. Z zajęć biegłam do pracy w River Island na głównej ulicy sklepowej Amsterdamu i niby wszystko super. Ale brakowało kreatywności w tym wszystkim, CHAD dobijał się każdego dnia, czytane materiały wiały nudą – i to okazało się etapem w moim życiu, bez polotu. A pamiętajcie, że motorem do działania dla mnie od zawsze był element kreatywności i innowacji, jeśli coś mnie nie interesuje, nawet za miliony zł nie poświęcę temu uwagi. Na tamten czas tego nie rozumiałam i przez chwilę poczułam się jak nieudacznik, który nawet nie jest zdolny do właściwej decyzji i zmienia zdanie co chwilę.
Holandia zawsze będzie obecna w moim życiu, język holenderski nigdy nie zniknie z obszaru moich zainteresować, i kto wie, może niedługo i spot dla siebie znajdę na holenderskiej ziemi.
3.Cudzy biznes – zawsze w pracy dawałam z siebie wszystko i pojawiły się osoby sprytnie to wykorzystujące. Uznałam to za swoją ogromną porażkę. Pomimo poczucia spełnienia pojawiało się ogromne zmęczenie na samą myśl o przyszłości. I te wspomnienia bycia jak najwcześniej w pracy i przyjmowania coraz to nowych obowiązków, bo przecież ja dam radę. Podpisywanie rachunków, które w najmniejszym stopniu nie odzwierciedlały ilości przepracowanych w rzeczywistości godzin. Takie doświadczenia nauczyły mnie jednego – chcę sama pracować na swój sukces, tylko wtedy mogę poświęcać 12h dziennie na pracę i decydować co i kiedy robię. Pamiętajcie – poświęcenie w pracy na etacie opłaci się tylko chwilowym profitem, za parę lat nikt o tym nie będzie pamiętał, a Wy obudzicie się z wykończonym organizmem i poczuciem przegranej. Bo to ktoś inny zarabia na Waszych nadgodzinach, Wy dostajecie tylko malutką część profitu. I choć wierzę, że pracowitość otwiera inne drzwi, to pilnuję już umiaru w tej kwestii w moim życiu. Mindfulness rules!
Teraz, patrząc jak inni odrywają kupony mojej ciężkiej pracy, nie ogarnia mnie złość czy smutek, ale wizja tego, iż jeśli dla kogoś potrafiłam to stworzyć to tym bardziej dla siebie samej się uda.