Krok do przodu, 5 do tyłu i takie to moje życie jest. Czasami widzę każdy dzień jak kolejny stopień drabiny do lepszego jutra, gdy nagle mimo dużego wysiłku stopnie pod moim ciężarem się łamią i uderzam dupskiem o beton. Gleba zaliczona. Może ta fizyczna by mniej bolała, bo psychiczny wir wydaje się nie ustępować czy nawet tracić na sile, gasi mój płomień.
Pustka – tak mogę nazwać obecny stan. Dziś nawet z bezsilności zawitałam u bram osiedlowego kościółka, patrząc na puste ławki, w myślach powtarzając monolog, rozważałam czy przeczekać czy ruszyć na siłę. Każde wyjście jest kiepskie. Czy mam na tyle komfortowe warunki bytowe by móc wyłączyć się z pracy na parę dni i przeczekać brak sił? Oczywiście, że nie. Bo mimo choroby, tyłek z rana muszę posadzić przy komputerze i czy mam ochotę czy nie, odpisywać na maile, analizować, doradzać, projektować, wdrażać, poprawiać itd. Nie ma wyjścia, trzeba zarabiać. Tylko co może rozpalić ten płomień, być choć iskierka, malutka iskierka zawitała w umyśle?
Dziś bliska osoba podsumowała moje zmagania, no bo jak ja chcę z tego wyjść nie mając ani czasu ani kasy na terapię. To fakt, moja życiowa skarbonka z napisem ‘chorobowe’ zniknęła już dawno. Budżet to znienawidzone przeze mnie słowo, w życiu i biznesie. Tylko ogranicza;]
Czas przemyśleć następne kroki i rozważyć opcje. Choć decyzje w takim stanie nie zapadną, muszę jakkolwiek nastawić się na przyszłość, widzieć cel, zrozumieć drogę do niego i mieć pewność, że tego chcę i znajdę w sobie siłę. To w tej chorobie jest najcięższe, każdy Wam powie, że w takich stanach należy zwolnić, zaopiekować się sobą, skupić na rzeczach, które Was cieszą. Jest jeszcze druga strona medalu – życie nie zwalnia, obowiązki nie znikają, oczekiwania innych nie zmniejszają się. Także czy wybrać wersje A czy B – i tak strata będzie namacalna.
A czy można wyjść z tej choroby, nie skupiając się w 100% na procesie wyleczenia? Czy ktoś takim hero jest?
Zawsze co tylko mój umysł wymyślił do realizacji, działałam. Chciałam spróbować w korpo – proszę, z holenderskim bez problemu. Chciałam poczuć radość z nauczania – proszę, posada wykładowcy moja. Chciałam swoje mieszkanie – proszę, oferta przyjęta i się wprowadzam. Chciałam nowe auto – proszę, 2 dni i wybieraj które. Chciałam psiaka – miot z dnia dziecka i Pablito jest mój. Ale teraz stoję przed lustrem i nie wiem co dalej, nie wiem na co sił mi jeszcze starczy. Czuję się troszeczkę jak gasnąca świeczka. A życie wokół nie zwalnia i codzienna szybkość gasi mój ledwie widoczny płomień. A może to już wspomnienie iskier?
Zaczynam szukać zapałek po omacku…