Ekran-papier

Bezesenna noc

Bezesenna noc

Godzina 22, powieki oczu wpatrzonego w monitor opadają.
Godzina 23, już w łóżku, ginę w otchłani.
Godzina 3,  otwieram oczy i niczym po 10 godzinach snu, wypoczęta wpatruję się w ciemność.
Godzina 5:30, faza snu powraca…

I tak ostatnio nocki wyglądają. Wieczór to mój ulubiony czas dnia, niezależnie od pory roku, to uczucie, gdy pozwalam mięśniom odpocząć i odpływam. Fakt faktem, leki wymuszają na mnie sporą dawkę snu, ale też wpływają na jego porę. W ciągu dnia zdarza mi się czuć zmęczenie – traktuję to jako znak, by zwolnić, taki znak stopu, czasami nawet na chwilę się położę i daję sobie prawo do relaksu.

Ostatnie tygodnie to spory stres związany z wyborem własnego mieszkania, podpisaniem umowy zakupu nieruchomości, wiele spraw papierkowych i ogrom działań biznesowych. Myślałam, że brak zajęć na uczelni na czas wakacji pozwoli mi trochę inaczej zorganizować pracę projektową, a ja tym czasem wypełniłam go nowymi Klientami. Chyba już tak mam. Lubię być zajęta, ale jak wszystko, z umiarem.

Zbliża się też czas przeprowadzki, i powoli organizuję nasze manatki, co przy obecnym trybie życia, do łatwych nie należy. Być może w 1 walizkę uda mi się klamoty Pablitowskiego wpakować – jego zabawki walają się po całym mieszkaniu, tu coś nadepnę, tu o coś zahaczę – buldog lubi nieład. Zupełnie, jak ja;]

Zaraz zacznie się też urządzanie biura i szkolenie nowego pracownika. Idealne zajęcie dla mnie, ale ciągnie energię, która jest już na limicie.

Odpoczywam, kiedy wsiadam za kółko i podążam autostradą z punktu A do punktu B –  zwariowana forma rozrywki, wiem. Ale i w takich momentach, obserwując zachód słońca czy zbliżający się do lotniska samolot, można cieszyć się chwilą. I tak, krok po kroku przewożę manele do nowego lokum. Cieszy mnie okolica, jaką wybraliśmy na najbliższy czas, spokój, zieleń, miejsce, które Pablito dobrze już zna. Jest podekscytowanie nowym etapem, ale też myśli o przyszłości i o nieograniczonych możliwościach.

Ostatnie noce, mimo przerywanego snu i kilku godzin bezsenności, pozwoliły na powrót wspomnieniami do fascynacji historią pewnego miasteczka. I to intro… tak, tak… zaczęłam oglądać najnowszą osłonę serialu “Miasteczko Twin Peaks“, i choć włączając pierwszy odcinek obawiałam się zderzenia tej historii z prawami, jakimi obecna telewizja się rządzi, jednak, klimat ten sam, autorski styl i niezwykła tajemniczość. Zupełnie inny świat. Emocje wracają…POLECAM!

Komentarze
To Top