30 lat od dnia moich narodzin.
15 lat od dnia pierwszej diagnozy i początku niezwykłej przyjaźni.
12 lat od dnia wyjazdu do Holandii.
11 lat od dnia feralnego wypadku samochodowego i najszybszej w moim życiu lekcji pływania.
10 lat od dnia odejścia mojej Mamusi.
7 lat od dnia skończenia studiów licencjackich i początku niezwykłej przyjaźni.
6 lat od dnia skończenia studiów podyplomowych i poznania tego jedynego.
5 lat od dnia pokochania e-commerce.
4 lata od dnia skończenia studiów magisterskich i oświadczyn.
2,5 roku od dnia zostania matką buldoga francuskiego.
5 miesięcy od dnia zawitania w korpoświatku i stania się human resource w miejsce human being.
1 miesiąc od dnia odzyskania wolności i postawienia na siebie.
… takie to moje podsumowanie, 30 lat minęło…
A dziś? Już 6 dni po urodzinowym dniu, a ja nadal odczuwam jego klimat. Może przez girlandy wiszące nad moją głową, których tak bardzo nie chce zdejmować, wywołują uśmiech i przypominają, że 30tka do niczego nie zobowiązuje. Mogę być nadal dużym dzieckiem i już;]
Jest już wieczór i gdyby nie gorączka, która sprawnie powaliła mnie w mgnieniu oka, nadal wykonywałabym czynności związane z ambitną realizacją projektów. Leżąc w łóżku, z Pablitkiem u boku i kubkiem gorącej herbaty na półeczce, zbieram myśli na najbliższy tydzień. A dzieje się już coraz więcej i coraz częściej doba ogranicza plany, a może to priorytety nie są dostosowane do możliwości? I tak nie mogę narzekać, dzieje się i to najważniejsze.
W tej chwili? Mój wzrok przykuwa manekin krawiecki, tak tak, stoi obok i zachęca do działania. Ale nie, dziś jest “dzień z gorączką w łóżku” – jutro, jutro pogadamy. I to drobny element mojego wielkiego dzieła.
Urodziny: 1 stycznia był niesamowity, kawa w Starbucksie, wystawny obiad i mega słodki tort, po którym wyglądałam na 5-miesięczną ciążę. Reakcja na laktozę jest zawsze taka sama, ale warto było wsunąć spory kawałek, może nawet i dwa, tego smakołyku. No i prezenty;] To ta najlepsza cześć dla mnie i niesamowita niespodzianka, czyli wszystko co MINDFULNESS za sobą niesie:
i parę innych drobiazgów;]
A sylwestrowa noc? Ślęża – czyli koniec roku w miejscu jego rozpoczęcia;] Cudowna wyprawa i niesamowite kiełbaski z ogniska.
Sprawy przyziemne: Na szczęście tydzień ten już się kończy i mogę odhaczyć ważne dorosłe obowiązki, które co roku potwornie mnie nudzą. Mowa oczywiście o ubezpieczeniu auta i dopilnowaniu jego przeglądu technicznego. Nerwów co nie miara, głównie przez koszta OC + 500 zł od poprzedniego roku – nie mogę uwierzyć, że nadal w tym kraju żyję. Może już niedługo… Ale ile zdrowia to kosztuje, i tak pierdyknęłabym w łeb wszystkich odpowiedzialnych za idiotyczne zmiany w tym kraju. Kosztowne zmiany uderzające w obywateli, którzy jeszcze tu zostali. A może kiedyś im podziękuję za pomoc w decyzji opuszczenia kraju, w którym nawet na emeryturę nie będę mogła liczyć. Who knows…