No i się zaczęło, bo kiedyś zacząć trzeba… Dzisiejszy poranek spędziłam we wrocławskim parku Szczytnickim na zajęciach jogi. Szczerze przyznam, że mój umysł przed każdym takim wyjściem, zachowuje się jak wielu z Was – milion powodów, dla których powinnam zostać w domu i zająć się czymś pożytecznym. I tu ciekawy myk, bo pożyteczność w moim odczuciu wskazuje na pracę i zarabianie pieniędzy. Tak, wiem pracoholizm do dnia dzisiejszego mnie nie opuścił, ale jest lepiej – wygodniej pracując dla siebie.
W każdym razie wpisując jogę w organizer w dniu wczorajszym, od razu pojawiły się myśli zniechęcające i poczucie marnotrawstwa czasu opuściło mnie dopiero, kiedy pomykałam z matą pod pachą parkowymi, niczym leśnymi ścieżkami. I już przed ćwiczeniami uśmiech i zadowolenie przejęło kontrolę nad umysłem. A po ćwiczeniach, ogromna siła i duma z wygranej walki ze sobą. I tak to już jest. Przygotujcie się na ciężki bój, ale efekt warty jest umysłowego sporu. Najgorzej zacząć. Kolejnym kłopotem będzie konsekwencja. Ale, nie poddam się, zdam relację z zajęć jogi za tydzień;]