Uwielbiam tu być, Holandia jest idealną ucieczką od codzienności w Polsce, od wszelkich problemów finansowych i wiecznej walki o każdą złotówkę. Nie zrozumcie mnie źle, mam fajne życie. Na wiele rzeczy mnie stać, marzenia spełniam regularnie, rozwijam się na własnych warunkach i pracuję na własny rachunek. Jedyne czego mi brakuje to holenderski styl życia.
Kiedy mimo deszczu za oknem, uśmiech z twarzy mi nie schodzi, kiedy spacer po parku wśród królików, bażantów i lam nie jest opieczętowany wandalizmem, kiedy każdy mimo jasnych zasad jest uprzejmy i pozytywnie nastawiony, kiedy mogę wyjść do muzeum i nie zastanawiać się czy mnie stać.
I to chyba boli najbardziej, relacja kosztów utrzymania w Polsce do przeciętnych zarobków jest wręcz nie do przyjęcia. Kiedy sama zaczynam od ograniczeń, czuję utratę wolności, a mam świadomość, że takie życie sama wybrałam. I wtedy zaczyna się wewnętrzna walka z samą sobą. Bo przecież nie wszystko opiera się o comiesięczne wynagrodzenie, bo przecież wokół jest świat przyrody dostępny dla każdego bez większych nakładów finansowych. Bo przecież jest ten wymarzony facet obok i idealny czworonog przy boku. I przyjaciele, na których zawsze mogę liczyć – nawet kiedy przeraża mnie karmienie koni trawą. Jest to ramię, na którym mogę się oprzeć, są te osoby, które powiedzą, że dam radę. Mam tak wiele, a tak niewiele doceniałam.
Tydzień temu odkryłam cudowne miejsce, mieścinę w której czas się dla mnie zatrzymał, Nowina. Konie na wolności, owoce na drzewach, wszystko ręcznie wykonywane, dźwięki koguta, witające po drodze krowy, bardzo tanie noclegi. Że też taki świat mnie ominął, że nigdy nie doświadczyłam, że żyłam w nieświadomości, w swoim świecie zamkniętym na wieczny rozwój i pracę. Mam 32 lata i podejmuję świadomy wybór zmiany, czas iść w innym kierunku. To co, następny przystanek własna ziemia? Nie mogę być bardziej gotowa. Na ślub także…
Dziś, wędrując po holenderskich sklepach, pijąc kawę w sieciówce, kupując kolejny produkt odzwierciedlający moją duszę (->padło na łapacz snów) – uświadomiłam sobie, że mogłabym bez tego żyć. Tylko ziemia, domek, mindfulness, książki, laptop do pracy i dużo dużo pisania. I wiecie co? To właśnie zamierzam zrobić. Zamierzam cieszyć się życiem na odludziu, może nie na całkowitym pipidowie, ale miejscu z możliwością rozwoju duszy i poznania siebie samej. W miejscu, w którym się zakocham.