MiszMasz
aaa…unboxing
I jest.
I przyszła.
I niespodziewanka.
I łzy się polały, bo przecież ja nie z tych, co paczki z poczty codziennie odbierają.
Ale sama paczka nie zaskoczyła tak, jak jej zawartość, a urodzinowy prezent przemyślany, z planem i receptą na idealny wieczór:
1.Skarpety, bo przecież wygoda najważniejsza i nic tak nie wprawia w nastrój kanapowego relaksu jak cieplutkie, wzorzyste skarpeciory.
2.Cytryna, bo w takie ciemne i zimne wieczory to tylko wielgachny kubek herbaty z cytryną. Dla wtajemniczonych to nie nowość, ale jeśli zobaczycie mnie z kubkiem herbaty w dłoni, to znak że jestem przeziębiona bo tylko wtedy łapię się ostatniego sposobu na lepsze samopoczucie. Niestety, nie jestem z tych osób które kupują herbatki smakowe i delektują się ich rozgrzewającą mocą. Jestem dopiero na etapie wypracowywania w sobie dostarczania organizmowi wystarczającej ilości płynów.
4. Książka “SLOW LIFE według ojca Leona” – każdy kto mnie zna wie, że prędkość mojego życia nierzadko mnie przerasta i tak ciężko mi zatrzymać się, docenić chwilę… I co ciekawe od przyjaciółek otrzymuję poradniki o szczęściu, zarządzaniu czasu i właśnie korzystaniu z chwili. Aż nie mogę się nadziwić jak to możliwe, że ukochaną książką czasów młodości (bo teraz to już balkonik i spacerniak) było Stowarzyszenie Umarłych Poetów i hasło Carpe Diem…
Ostatnie dni pokazują mi ilu aniołów mam wokół, i nie mówię tylko o przyjaciółkach, odkrywam ludzi na nowo.
Happy Birthday to me;]