MiszMasz
Warto żyć na 100 proc.
Tak to już ze mną jest, przywiązuję się do ludzi, kochając jednocześnie zmiany. I jak to pogodzić?
Wczoraj zakończyłam semestr ze studentami Wyższej Szkoły Bankowej. Świetne doświadczenie, niezapomniane emocje i cudowna grupa młodych ludzi. Przeżyłam niesamowite 10 zajęć łącząc teorię z praktyką w najbardziej kreatywny sposób, na jaki mogłam wpaść. Efekt mnie samą zaskoczył. A może nawet bardziej postępy studentów…
Pamiętam te mieszane uczucia przed podjęciem decyzji o wykładaniu, a jednak zajęcia na komputerach w przypadku przedmiotu jakim jest e-marketing okazały się strzałem w 10. 30 minut paplaniny z przykładami, 60 minut aktywnego tworzenia – plan zrealizowany.
Nie zaliczam się do tych tradycyjnych nauczycieli i pewnie każdy student to potwierdzi, do każdego podchodzę indywidualnie, wychodząc z założenia że to ja jestem dla nich a nie odwrotnie. I wierzcie mi, fajne uczucie odebrać telefon od studenta, który prosi o wyjaśnienie czegoś, czy maila z zapytaniem co mógłby zrobić by usprawnić social media firmy, w której pracuje. Czy słyszeć “do widzenia” od włoskojęzycznej osoby. Im naprawdę zależało – tym mnie najbardziej urzekli.
I mimo, że pewnego rodzaju pustka na pewno pozostanie, to satysfakcja nie minie. Jednego się nauczyłam, warto żyć na 100%, z całych sił i włożyć całą siebie w wykonywane przedsięwzięcia. Gdyby ktoś mnie kiedykolwiek zapytał, czy planuję wykładać na wyższej uczelni, nawet do głowy by mi nie przyszła taka możliwość. Ja, taka niepewna siebie, 2 miesiące i życie się przewróciło do góry nogami. Nie żałuję tej decyzji.
Wczoraj, po egzaminie, po wystawieniu ocen, otrzymałam jeszcze bardziej urzekającą wiadomość:
Ale jak już semestr skończony to trzeba to uczcić;] Za parę dni Mayday na deskach teatru – kocham!