MiszMasz
Sport
Jakie to zabawne, że czasami trzeba kopnąć się w 4 litery by być w końcu szczęśliwym. I nie mówię tu bynajmniej o szczęściu absolutnym i osiągnięciu celu. To jeszcze nie ten etap. To początek, ciężkiej walki, ze sobą głównie. Zaczynam plan SPORT. Jak inni potrafią, to ja też.
W poniedziałek zaliczyłam krótki trucht i siłownię na powietrzu. Ponownie we wtorek. Zabawne myśli towarzyszyły mi we wtorek – do samego wyjścia z domu. Nawet jak ubierałam sportowe ciuchy, to sama siebie przekonywałam, że może strata czasu, że nie podołam, że skoro ćwiczyłam dzień wcześniej to może wystarczy. Ni cholery! – krzyczał mój umysł od myśli. A radość po ćwiczeniach tylko upewniła mnie, że to właściwy kierunek. Dziś przeszłam 2,5 km. Jutro planuję dłuższy bieg. I teraz tylko pytanie, czy motywacji wystarczy.
A kiedy tak popatrzę na tok myślenia ludzi spędzających całe dnie na kanapie. Ja też tak miałam. I to myślenie, że brak sił, brak czasu, już nie te lata. Jakie to błahe i jak trudno ruszyć tyłek z fotela. A potem dół wielki, bo umysł zmęczony ciałem, zero motywacji do pracy i to poczucie przegranej.
I do tego jeszcze to porównywanie, bo przecież inni są tacy idealni, bo inni mogą, a Ty nie. I Tobie ciągle nie wychodzi, i wszystko jest złe i wszyscy na około winni. To czas się obudzić, kopnąć w 4 litery i zrobić coś w końcu dla siebie. Nie po to by innym coś udowodnić, nie po to by być lepszych od innym. Ale dla siebie, dla lepszego samopoczucia, dla samodyscypliny i dla lepszego ja.
Prawda jest taka, że początek jest najtrudniejszy. I nikt nie mówił, że będzie łatwo. Ale czas na dużą próbę. Wszystko przed nami.
Zaczynamy.
Czas na sport.